25.02.2025 09:30

Mała Historia Pęcic Małych

2
Załączony tekst pochodzi z książki :
WIEJSKI KOMORÓW
ROZDZIAŁ POD TYTUŁEM
LINDOWO
AUTOR TOMASZ TERLECKI
WYDAWNICTWO STUDIO BĄK WARSZAWA UL.POLNA 54
WYDANIE 1 MAJ 2009

Historia Komorowskiego cmentarza „Na Zieleńcu”, nad którym, po zaledwie sześćdziesięciu latach od jego powstania, wisi cień całkowitego zapomnienia, daje dobry przykład, jak zawodna bywa pamięć. Przy próbach wyjaśnienia spraw cmentarza, już dziś plączemy się wśród wzajemnie sprzecznych opinii, a do tego atmosferę niepotrzebnie podgrzewają pozamerytoryczne emocje które silnie rzutują na ocenę sprawy. Gdyby nie bezcenne archiwa, nie moglibyśmy obiektywnie ocenić tego przypadku. Artykuł niniejszy nie dotoczy jednak cmentarza Komorowskiego. Chciałbym w nim podać jeden z przykładów usterek pamięci i historii budowanej z wyobraźni.

 

Jest takie urocze i nieznane miejsce między Komorowem a Pęcicami, obok którego przemykamy w sznurze samochodów, gdy jedzie się od szosy katowickiej do Komorowa, przy skrzyżowaniu ulic Komorowskiej i Parkowej. W pewnym momencie obejmuje nas w miejscu majestatyczny zielony cień. Wielka wyspa drzew, owiewa nas w rozpalonych samochodach . Samochody pędząc oddalają się w kierunku Komorowa, ciągnąc za sobą smugę spalin. Wracają warszawskich biur i instytucji, zmęczeni zakorkowanymi ulicami miasta śpieszą do swoich Komorowskich domów.


 

        Nasza gorączkowa krzątanina na dole z ich wysokiej i ponadczasowej perspektywy wydaje się być tylko zawirowaniem kurzu, nieistotna już w ich szerokim cieniu i pod ogromnym błękitnym niebem. Niestety, coraz częściej wielkie drzewa padają zupełnie niepotrzebnie wycinane przez rozmaite firmy i urzędy, jak gdyby ich majestat szczególnie drażnił tych ograniczonych ludzi swoim dostojeństwem i wyższością. A przecież poza wszystkim są one najstarszymi żyjącymi świadkami przeszłości! Cóż. przy ich pamięci znaczyć może nasza, Śmiesznie krótka i zawodna?

          Dawno temu, (i nie ma po tym śladu, chyba tylko w pamięci mojej i być może jeszcze kilku osób) na jednej z wielkich topoli,  bardzo wysoko, bociany zainstalowały sobie gniazdo, spoglądając stamtąd na całą szeroką panoramę okolicznych pól i łąk, Kiedy na łąki wyjeżdżały kosiarki, lub ludzie wychodzili z kosami, widziały to już z daleka jako pierwsze i zlatywały majestatycznie ze swojego wyniosłego obserwatorium. Dwie inne wiekowe topole zrośnięte były w dziwaczny i niezrozumiały sposób poprzecznym konarem niby potężnym mostem na wysokości 15 metrów nad ziemią. Zawsze mnie to dziwiło. Ale to było 40 lat temu. Nie ma po tych topolach śladu.


 

     Pewnie niewielu mieszkańców Komorowa wie, że ta — dzisiaj ogrodzona — kępa drzew to bardzo piękny (choć również i zaniedbany), Świadomie zaprojektowany 100 lat temu przez Franciszka Szajnera i od podstaw założony park krajobrazowy. W głębokim chłodzie jego rozległego wnętrza kryją się niespodziewanie resztki różnych parkowych i gospodarskich budowli.

 

 

 

 

         Zarośnięte ścieżki prowadzą groblami nad Utratę, gdzie utworzono wielkim nakładem pracy malowniczy, a dziś już kompletnie zarośnięty, staw. Grobli strzegą niezwykle piękne i pełne dostojeństwa (ponad stuletnie) szpalery wiekowych lip. Dalej rozciąga się na całą szerokość horyzontu zaskakująco piękna perspektywa zielonych łąk, a nad nimi, pól Komorowskich zalanych słońcem, dzisiaj (pisane w 2007 roku) porosłych młodziutkim i niewinnym brzeźniakiem, nad którym krążą myszołowy i bociany i nikt by Się nie domyślił, że za wzniesieniem pól kończy się przyroda, a zaczyna rozpalone, zadymione i brudne miasto ze swoimi złymi intencjami. A jest też w parku kamienna studnia porośnięta mchem i opustoszała lodownia. Nie ma natomiast śladu pozostałości samego serca parku — pałacyku, czy może po prostu willi, którą wybudował 120 lat temu energiczny właściciel.

 

         Założenie obejmowały z obu stron, od Komorowo oraz Pęcic, dwie rozległe części dziś pozbawione drzew, kontynuacja parku — rozległe trawniki otoczone zielenią a może pierwotnie poletka uprawne, warzywniki i sad. Te dwie części, dziś leżące odłogiem, obejmujące park z obu stron, są obecnie jak podejrzewam zagrożone oderwaniem od całości.

 

          Dawniej był to po prostu mały mająteczek i w tamtych czasach oprócz parku prowadzono tu różne prace ogrodnicze i gospodarskie, by zapewnić mieszkańcom we własne, zdrowe produkty. Niestety,rozpoczęto jakieś prace zmierzające do podzielenia tych fragmentów Lindowa na działki budowlane, bez względu na zabytkowy i przez to specjalnie cenny charakter całego założenia,

 

                No cóż, poczucie dumy z polskiego dziedzictwa historycznego i potrzeba jego pielęgnowania i pieczołowitej ochrony zbyt często jest obce ogromnej większości rodaków W przypadku Lindowa to dość dziwne, bo przecież stary i zaniedbany dom — resztówka — został kilka lat temu bardzo starannie i kulturalnie wyremontowany.
 

Całą posiadłość uznano w latach siedemdziesiątych biegłego wieku za założenie zabytkowe i objęto ochroną Wtedy to, zbierając dane do opisu obiektu, zasięgnięto języka u mieszkańców Pęcic. I w taki prosty sposób powstał rzędowy opis historyczny, który jednak po skonfrontowaniu z zachowanymi archiwaliami mija się bardzo z prawdą.

 

        Podaje się w nim mianowicie, że pierwotnie był tu majątek kościelny, który car ofiarował za zasługi w tłumieniu powstania rosyjskiemu generałowi Lindzie. Potem majątek przejął syn generała Stefan — przedsiębiorca budowlany, a po nim dobra przejęła jego córka — Lidia Kacapkina okazuje się jednak, że w każdym z tych zdań są co najmniej trzy nieprawdy!
 

          Studiując szczęśliwie zachowane zapisy archiwalne można szczegółowo opisać dzieje majątku i skonfrontować fakty z powyższymi relacjami z pamięci. Relacje te— jak się okazuje — są prawie nic nie warte jako źródło historyczne. Oto poważna nauka dla historyków, szczególnie tych amatorskich: przekazy z pamięci trzeba traktować z najwyższą ostrożnością! Osobiście — zbierając materiały do dziejów okolic — zrezygnowałem z nich nie bez żalu w ogóle. To, rzecz jasna, utrudnia pracę, ale efekt jest rzetelny.Omawiana posiadłość jest istotnie fragmentem dawnego, sięgającego początków parafii pęcickiej folwarku kościelnego.

 

Przejęte po powstaniu na mocy Najwyższego Ukazu dobra kościelne stały się własnością skarbu państwa. I wówczas zaczęto je nazywać „Pęcicami Poduchownymi” obok ironicznej nazwy „Księża bieda”.


 

                  Zanim rząd wystawił dobra na licytację, przeprowadzono jeszcze uwłaszczenie pięciorga poddanych proboszcza, w wyniku czego od probostwa odpadło jeszcze następne prawie 8 mórg czyli około 4,5 ha ziemi. Zasięg gruntów probostwa opisałem — cytując osiemnastowieczne dokumenty — w rozdziale dotyczącym sprawy possesoryjnej między proboszczem pęcickim a dziedzicem Komorowa (Sprawa o granice). Obejmowały one około 122 ha powierzchni pól, łąk, lasów i piaszczystych nieużytków. Ustawy regulujące zasady sprzedaży dóbr rządowych stawiały bardzo rygorystyczne warunki.
 

            Dobra mogły nabywać wyłącznie osoby rosyjskiego pochodzenia, wiary prawosławnej lub protestanckiej i tylko takim osobom mogły być odsprzedawane. Miały to być osoby będące w służbie wojskowej lub cywilnej (lub po takiej służbie). W przypadku, gdyby jakimś cudem mieli je dziedziczyć Polacy, rząd posiadał zagwarantowane wo wykupienia takich dóbr i spłacenia spadkobierców Przepisy Ściśle regulowały również. kwestię wypuszczania w dzierżawę dóbr, ograniczając termin dzierżawy osobom nieprawosławnym do lat 12. Bez zgody rządu dobra nic mogły być obciążane długami ani pożyczkami.
 

         W ten sposób 17 / 29 Stycznia w 1874 roku na licytacji publicznej nabył je kapitan korpusu żandarmerii Włodzimierz Aleksandrowicz Czerkasow, za 16.500 rubli. (Od tej chwili, przez kolejne 10 lat własność ta była podstawo spekulacji i aż sześciokrotnie zmieniała właścicieli. Byli 10 wyłącznie wojskowi oraz urzędnicy rosyjscy.


 

          Trzy miesiące po nabyciu (24 VI / II VII) Czerlołsow odsprzedał dobra Adolfowi Fridrichowi Maksimowiczowi Gelfrejchowi majorowi Warszawskiego Dywizjonu Żandarmerii za sumę 23.125 rubli.2 / 14 IX 1874 z kolei dobra odkupił od poprzedniego właściciela pułkownik Mikołaj Grigoriewicz Czerniaijew za sumę 18.125 rubli.
 

                 Dnia 21 X / 2 XI 1874 dobra nabył od Czerniajewa sekretarz gubernialny Fjeoktet Aleksandrowicz Zacharjcwicz za sumę 22.030 rubli.11 / 23 VIII 1880 kolejnym właścicielem został pułkownik Grigorij Łukin Bierezow, który nabył dobra za sumę 23.854 rubli. Ten był właścicielem dóbr przez 4 lata.18 / 30 V 1884 dobra nabyła Maria Jakowlewa Kuzmina z domu Kołodkina, Żona generała lejtnanta Ilji Aleksandrowicza Kuzmina za sumę 26.000 rubli.
 

    Dobra ziemskie zwane wówczas „dobrami Pęcice Poduchowne” były dość — jak mi się zdaje — zapuszczone. W dużej części porośnięte były dzikim lasem sosnowym, brzozowym oraz, nad rzeką, olchowym. W 1872 roku wspomniane były tu jakieś pierwsze budynki, a mapa z tego okresu ukazując stojący przy drodze Pęcice-Chlebów budynek podpisany jako „barak”.
 

         W roku 1880 właściciel podpisał umowę z kupcem z Grodziska niejakim Jonaszem Adramzonem na wyrąb części tych lasów. Pod wyrąb wypuszczone zostało 9 morgów — a więc około 5 ha lasu. Od roku 1883 całe dobra oddano w arendę, najpierw Bogumiłowi Krauze, a w roku 1902 Antoniemu Węglińskiemu. Obaj byli Polakami. Węgliński — jak się zdaje — zarządzając majątkiem mieszkał już tutaj, ponieważ w dokumentach podaje jako adres swojego zamieszkania Pęcice Poduchowne.
 

         26 IX / 7 X 1897, po śmierci męża, wdowa Kuzmina sprzedała dobra za sumę 18.666 rubli (kontrakt podpisano 25 X/ 6 XI 1897) Zinajdzie Alejksiejewej Linda, żonie „potomstwiennowo dworianina” (rodowego szlachcica między 1921 a 1929).

    Był to o dziwo — bo jakiś udało mu się nabyć dobra — Polak, katolik, inżynier komunikacyjny z Płocka. Przebywając czasowo w Rosji (w Malsku) poznał tam swoją przyszłą żonę Zenaidę z domu Basow (ur. 1867 — zm. 1929) szlachciankę wyznania prawosławnego, córkę Aleksego i Lidii. Oni to założyli w Pęcicach Poduchownych, kilka lat przed wybuchem I wojny Światowej, park i zbudowali swoją uroczą willę.

      W 1914 roku, być może uciekając przed spodziewaną niemiecką okupacją, państwo Linda opuścili dorn i wyjechali do Rosji, pozostawiając administrowanie majątkiem Józefowi Markowiczowi — właścicielowi dóbr Komorowskich.
 

        W październiku 1914 r., w czasie wielkiej bitwy o Warszawę, stacjonował tu sztab 47 lub 113 saskiego pułku artylerii, ostrzeliwany ciężko przez kilka dni z rosyjskich pozycji spoza Raszvnki. Niewielka willa bardzo ucierpiało w tych dniach. Po ustaniu działań wojennych i okupacji postanowiono postrzelany dom rozebrać, a w jej miejscu nic zbudowano już nic nowego. Ocalało natomiast kilka budynków gospodarczych, z których jeden przystosowano do zamieszkania. Rodzina wróciła Lindowa w roku 1917.
 

           Po śmierci Stefana Lindy wdowa opiekująca się (dwiema córkami: Lidią (ur. 1893) i Natalią (ur. 1895) w latach dwudziestych dzielić część majątku na i sprzedawać je okolicznym zamożnym gospodarzom takim m.in. jak: Józef Bąkiewicz, Burdyński, Piotr. Cichemski, Michał Gwiazda, Jerzy Gościcki, Walenty Godziński, Kacper i Barbara Kaczorowscy, Marcin Kwaśnyny, Franciszek Perzyński, Katarzyna Woźniak, Zbłocki.

           Były to duże działki trzy -cztero-hetarowe. W 1921 roku dawna nazwa hipoteczna Dobra Pęcice Małe Poduchowne, zmieniona została na Dobra Ziemskie Lindowo. Zenaida Linda zmarła w roku 1929. Młodsza córka — Lidia zamężna z Pawłem Kasatkinem (nie Kacapkinem!) otrzymała połowę pozostałego majątku, który nazwano, dla potrzeb identyfikacji księgi wieczystej, Lidianowem.
 

                     Od niej prawdopodobnie nabył działki, później nazwane Salisowem (ul. Leśna 10), restaurator warszawski Antoni Salis. Jednak omawiany park Lindowa z resztkami zabudowań, z których jeden (dawniejszy dom administracyjny) przystosowany został na potrzeby właścicieli, pozostał w posiadaniu starszej córki — Natalii Sawickiej. Później majątek przejęło jej dwoje dzieci: Kira i Włodzimierz. Przez pewien czas posiadłość zwana była urzędowo — od imienia córki — Kirowem.
 

                    W 1961 roku właścicielami zostali Jan i Eugenia Bolesławscy, następnym właścicielem, zdaje się, w latach siedemdziesiątych został pan Władysław Kardas. Dzisiaj pozostaje własnością prywatną. Około 10 lat temu dokonano bardzo starannego remontu zachowanego budynku, posprzątano nieco zaniedbany park i postawiono ogrodzenie. Jak się obawiam, dzisiaj jednak nad Lidnowem wisi niebezpieczeństwo podziału i sprzedaży części założenia, zgodnie z wszech panującą w okolicach tendencją zagęszczania aż do przesady, chaotycznej, miejskiej w charakterze zabudowy.
 

                   Od początku XX wieku okolice podwarszawskie zaczęły się zabudowywać coraz gęściej. Proces ten trwa do dziś, przy czym podziały posiadłości prywatnych są coraz mniejsze (ostatnio podano, że w Komorowie planuje się budowę budynków szeregowych na działkach 350 m2

                      Wracając jednak do Lindowa: spoza obojętnych i pozbawionych emocji urzędowych dokumentów możemy 

   dostrzec intensywność i soczystość życia w tamtych czasach, szczególnie przecież pełnego energii w okresie rozwoju końca

   XIX i początku XX wieku.
 

               A był w dziejach naszych okolic okres optymistyczny i pełen nadziei dla przedsiębiorczych ludzi. Budowano nowoczesne gospodarstwa i majątki, powstawało coraz więcej wygodnych domów, a wielu ludzi się bogaciło. Pojawiły się całe nowe miejscowości (np. Suchy Las), unowocześniano drogi, utworzono sieć elektryczną i telefoniczną itd.
 

            Lindowo z jego cienistym parkiem, sprawiające wrażenie, jakby trwało w innym wymiarze czasu, otoczone zwariowanym pędem zurbanizowanych osiedli niczym rosnącego mrowiska, świadek wielu wydarzeń, może nam przypomnieć ludzi, którzy

je stworzyli i pielęgnowali.
 

                       Ale, aby być bliżej prawdy o nich, trzeba czerpać wiedzę z oschłych urzędowych archiwaliów, bo bajkowe opowieści sąsiadów

wyprowadzić nas mogą na manowce niewiedzy. Być może należałoby tego rodzaju przekazy, a trafiamy na takie często

różnych amatorskich opracowaniach, traktować jako rodzaj „lokalnego folkloru”?

Autor: przedruk
Opublikowany przez: Krzysztof Suliga